 
Sejm przyjął ustawę dekomunizacyjną, zgodnie z którą z polskich miast i miasteczek mają zniknąć nazwy ulic, placów i skwerów wprost odwołujące się do epoki komunizmu. A jednak płocki Ratusz zapowiedział, że Gwardia Ludowa z Płocka nie zniknie, bo... nie jest komunistyczna.
Otóż, jak wyjaśnia Konrad Kozłowski z biura prasowego Ratusza, miasto nie ma wątpliwości, że pozbędzie się nazw ulic na Podolszycach Południe jak Władysława Mazura (dowódca AL w regionie płockim, a po wojnie funkcjonariusz UB), Stefana Szczęsnego (komunista, uczestnik rewolucji październikowej, członek KPP i PPR), Stanisława Wiśniewskiego (działacz PPR, pierwszy szef powiatowej komendy milicji w czasach stalinowskich), wreszcie - Franciszka Zubrzyckiego, dowódcy Gwardii Ludowej. Ale samej formacji "Małego Franka", jak nazywano dowódcę stalinowskiej partyzantki, już nie. Dlaczego?
Bo - twierdzą w Ratuszu - nazwa nie musi wcale upamiętniać zbrojnego ramienia partii komunistycznej, ale... oddziały partyzanckie Polskiej Partii Socjalistycznej, powstałe w 1939 roku, które współpracowały z rządem londyńskim.- Komunistyczna partyzantka celowo "ukradła" tę nazwę kilka lat później, by legitymizować swoje funkcjonowanie - wyjaśnia Ratusz.
dr Piotr Gontarczyk: To sztuczne dorabianie uzasadnienia do oczywistych tez. Fundamentalną kwestią jest fakt, że Gwardia Ludowa nie była polską formacją niepodległościową, tylko komunistyczną bojówką, która powstała na polecenie Stalina dla realizacji sowieckich interesów. Ktoś, kto po wojnie nadawał ulicy w Płocku takiego patrona, nie mógł mieć na myśli żadnej innej formacji jak tylko tę podporządkowaną Polskiej Partii Robotniczej. To oczywiste jak budowa cepa, więc uzasadnienie jest naciągane i na siłę. Zresztą dziś również nikt nie kojarzy GL jako ramienia PPS, tylko organizację sowieckich agentów i kolaborantów.
Więcej: portalplock.pl |